Video-posty, video-blogi, video-szaleństwo. Czyżby nadchodziła nowa era? Osobiście jestem nastawiona (trochę) sceptycznie. Nic mnie tak nie denerwuje jak słowo pisane w wersji czytanej/filmowanej. Już audiobooki omijałam szerokim łukiem, a teraz jeszcze ta plaga blogowa. Zupełnie nie jestem w stanie pojąć zachwytu nad tym trendem!
Zbierając materiał do napisania tego postu postanowiłam zmierzyć się ze swoim wrogim nastawieniem i wymyślić kilka momentów i powodów, dla których słowo czytane mogłoby (ewentualnie) wygrać z pisanym. Udało mi się znaleźć jedynie dwa. Uwierzcie - jak na mnie to dużo ;)
- jazda samochodem (jeżeli to my go prowadzimy) - nie wiem jak ma się to do bezpieczeństwa na drodze. Obawiam się, że niektóre książki mogłyby mnie zbyt mocno wciągać. Czuję po kościach, że moje neurony zamiast pilnować czy na poboczu nie czai się sarenka mogłyby oddać się błogim przyjemnościom wyobrażeń literackich.
- gotowanie - nie wiem czy powinnam.....ale co tam.....tą zaletę (napisałam to, rety JA to napisałam) odkryłam przypadkiem słuchając Bloggera (książki Kominka) i wykładów z Blog Forum Gdańsk. Tak, słuchałam największych sław blogosfery do kotleta. Mea culpa...
Dużo trudniej poszło mi z video-postami. Nadal są one dla mnie po prostu marnotrawstwem (mojego cennego) czasu. Nowe posty zazwyczaj czytam przy porannej herbacie. W tempie niczym struś pędziwiatr. Nie wyobrażam sobie przesłuchania takiej ilości postów jak czytam. Albo nie byłabym z blogami na bieżąco albo nic innego nie zdążyłam bym zrobić. Tak źle i tak niedobrze.
Żeby jednak nie było, że się nie starałam ;) i tu udało mi się znaleźć plus (no cóż, po długich poszukiwaniach znalazłam tylko jeden). Cenię sobie video, które dają nam "know-how" - nic nie zastąpi podpatrzenia jak ktoś przeplata oczka na szydełku, jak rozkręca pół silnika w motocyklu, jakiej konsystencji jest ciasto drożdżowe na pączki. W tych i podobnych przypadkach kłaniam się autorom w pas dziękując za czas, który poświęcili żeby stworzy takie video-posty, ale w innych przypadkach mówię stanowcze: Nie, dziękuję!
Ano... dziwna ta nowa era, ja też zdecydowanie wolę słowo pisane!
OdpowiedzUsuńA książek w necie też nie lubię czytać...
I ja wolę książki w tradycyjnej formie.. gdzie można poczuć strukturę kartki pod palcami...jakby wówczas wzrasta przyjemność pochłaniania zawartości:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Kamila