Epitafium danych niezarchiwizowanych.
Wilgotność powietrza i temperatura otoczenia nie zwiastowały nadciągającej katastrofy. Dokładnie pierwszego lipca zaparzyłam poranną herbatę i dumna z siebie wygodnie usadowiłam się na krześle w pracowni. Zmobilizowałam się po ponad miesięcznej nieobecności do napisania notki na blogu. Nacisnęłam przycisk uruchomiający komputer - błysk i huk obudziły mnie natychmiastowo. Zapach palonej elektroniki nie wróżył niczego dobrego. Szybka diagnoza - spalony zasilacz. Wróciłam skąd przyszłam, resztę poranka spędzając na przeglądaniu zasilaczy na allegro. To był dopiero początek.
Poszerzona diagnoza była bardziej posępna - zwarcie uszkodziło elektronikę dysku. Nie pomogła nawet próba przeszczepienia jej od dysku-bliźniaka. Ostateczna diagnoza - pacjent zmarł. Jedynie wyspecjalizowana, patomorfologiczna firma mogłaby odzyskać z niego dane. Drogi zmarły.
Nie wdając się w szczegóły po ponad miesiącu perturbacji zasiadłam przed zreinstalowanym komputerem, z dyskiem "tabula rasa". Dzisiaj chcę się z Wami podzielić metodami, dzięki którym duża część danych po kilku godzinach kopiowania wróciła na swoje (nowe) miejsce.
Jutro to Ty możesz stracić swoje dane z dysku. Czy jesteś na to przygotowana/y?
1) dysk zewnętrzny - właściwie to najskuteczniejsza i najprostsza metoda zabezpieczenia danych przed utratą. Wystarczy zrobić kopię zapasową swojego dysku i już. Warto pamiętać, żeby nie trzymać go podpiętego na stałe do komputera. W razie zwarcia możesz wtedy stracić dane z obu nośników! Dużą część danych przechowuję na moim poprzednim dysku, dzięki niemu odzyskałam zdjęcia z czasów licealnych, sporo projektów i muzyki.
2) pendrive - mam na nim sporo danych, które są dla mnie ważne i które często używam (listy kontaktów, logo, najważniejsze prezentacje, które używam na warsztatach, kosztorysy). Mój ma tylko 1 GB, ale obecnie są dostępne tak duże pojemności że mogłabym na nich trzymać cały folder "Czarna Biedronka" :)
3) kopia na innym komputerze - mamy w domu dwa komputery, część plików jest na jednym i drugim. Dzięki tej opcji odzyskałam sporo projektów, danych dotyczących organizacji festiwalu Make It Yourself i zdjęć.
4) kopie na płytach CD/DVD - archiwizujemy tak głównie zdjęcia z wakacji i mniejszych wypadów, muzykę i pliki pdf.
5) karty pamięci - na mojej karcie z lustrzanki cyfrowej jest większość zdjęć, które zrobiłam, a które nie są zarchiwizowane w inny sposób. Straciłam kilka sesji makro w plenerze (mam jedynie ich miniatury) oraz duże wersje kilkunastu pojedynczych zdjęć robionych na bloga.
6) Gmail - kopalnia pojedynczych plików wysyłanych w mailach. Ubóstwiam tą pocztę za to, że je przechowuje i można je ściągnąć ponownie na dysk (także te, które to my wysyłaliśmy do kogoś). Dodatkowo mam tam zapisaną masę linków do ciekawych stron. Tak, tak - wiem że kopie robocze wiadomości nie do tego służą, ale... ;))
7) Wirtualny dysk - korzystam z Google Drive. Tam przechowywane są głównie dane, którymi wirtualnie dzieliłam się z innymi, m.in. prawie wszystko co dotyczyło zeszłorocznej edycji festiwalu.
8) Picasa/aplikacja Google zdjęcia - przechowuję tam zdjęcia z bloga, zdjęcia z sesji z modelkami i praktycznie wszystkie zdjęcia moich prac (portfolio).
Najważniejsze jest zdążyć z archiwizacją. W dobie życia na wysokich obrotach i ciągłego pośpiechu często odkładamy to na wieczne potem. Czas to pieniądz - pamiętajmy, że jeżeli sami nie zabezpieczymy swoich danych, za ich odzyskanie w profesjonalnej firmie przyjdzie nam słono zapłacić.
Zdjęcie do dzisiejszego postu pobrałam z banku darmowych zdjęć na Jest Rudo - świetna sprawa, zwłaszcza w chwilach nieogarnięcia po utracie danych z dysku!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz